Dla części z was ten celebrycki element może być, odwrotnie niż zamierzał wydawca, nieco zniechęcający. Bardzo was jednak namawiam, żebyście nie rezygnowały z tego powodu z lektury. Książka, pomimo swojego niewątpliwie popularnego charakteru, jest bardzo solidnym opracowaniem i zebraniem najbardziej bieżącego stanu wiedzy o nowotworach piersi. To w zasadzie kompendium najnowszych ustaleń w obszarze badań nad czynnikami wywołującymi oraz zapobiegającymi i hamującymi rozwój raka piersi. Znajdziecie więc w niej informacje, o tym: jak mu przeciwdziałać, jak się badać, jak żyć po diagnozie, jakie terapie rozważyć oraz jak żyć po leczeniu. Wszystko co w tej lekturze ważne jest podparte odwołaniami w przypisach do najnowszymi badań referencyjnych ośrodków naukowych (namawiam, aby do tych badań również zaglądać). Te bardzo częste podpieranie się nauką jest ogromnym walorem tej książki.
W rozdziałach „Co jeść” oraz „Czego nie jeść” dr. Funk w oparciu o badania uzasadnia działanie elementów diety – nazywa je Gwiazdami - tworzących niekorzystne warunki dla rozwoju komórek nowotworowych, jak również na te, które tworzą dla nich środowisko sprzyjające. Życie według jej słów mogą uratować związki roślinne (fitoskładniki) zawarte na przykład w brokułach, jarmużu, czosnku, owocach jagodowych, czy orzechach włoskich. Opierając się na badaniach wskazuje na rewolucje, jaką w naszym organizmie wywołuje jedna szklanka bogatych w antyoksydandy truskawek zjedzona do śniadania. Udowadnia wynikami kilkunastu badań, legendarną potęgę diety śródziemnomorskiej. W Grecji, Włoszech, Hiszpanii nowotwory piersi występują zdecydowanie rzadziej niż w Stanach Zjednoczonych, czy krajach Europy Północnej i Środkowej. Wielośrodowiskowe badania przeprowadzone w Hiszpanii wykazało, że stosowanie diety śródziemnomorskiej obniża występowanie wszystkich podtypów raka piersi, a przede wszystkim aż o 68% tego najbardziej agresywnego, potrójnie ujemnego. O zaletach tej diety czytałyśmy oczywiście dziesiątki razy. Bardzo rzadko jednak ktoś poświecą tyle pracy, aby przedstawić naukowe argumenty, świadczące o tym, skąd zalety takiego odżywiania się biorą.
Sprawy powszechnie znane zajmują tylko małą cześć tej książki. W bardzo wielu miejscach przeczytacie rzeczy, które całkowicie przeczą temu, co na temat czynników sprzyjających i powstrzymujących nowotwory piersi słyszałyście do tej pory. Pasjonujące jest to co autorka napisała na przykład o działaniu soi, całkowicie przez niektóre kobiety odrzuconym składniku diety. Ta niechęć do soi wynikała z przekonania, że jest nośnikiem estrogenu, w znacznym stopniu współodpowiedzialnego za większość nowotworów piersi. Jak dowodzi doktor Funk oskarżania o rakotwórczość soi były całkowicie pozbawione podstaw. Posiadamy w organizmie dwa receptory estrogenowe: ER-alfa i ER-beta. Pierwszy wysyła komórkom notworowym sygnały, żeby się namnażały i dzieliły, ten drugi ma natomiast działanie antyestrogenowe i to z nim wiążą się nasi sojusznicy, fitoestrogeny (estrogeny pochodzenia roślinnego), czyli m.in. soja, w walce z nowotworami. Z tych pozycji bronią skutecznie estrogenowi dostępu do receptoru ER-alfa. Soja, wg słów badaczki, zachowuje się jak Tamoksyfen, lek podawany chorym na raka. Znowu muszę podkreślić, że nie jest to odosobniona w nauce teoria autorki, lecz wiedza oparta na przytoczonych w książce badaniach naukowych, w tym również takich, które zajmowały się wpływem soi na leczone Tamoksyfenem nowotwory hormonozależne.
Pisząc o witaminach dr. Funk nie powtarza po prostu oczywistości o ich błogosławionym wpływie na nasze ciało, lecz wskazuje, która w jakim stopniu obniża ryzyko zachorowania na raka piersi (np. witamina C jedynie o 10%, a witamina B12 aż o 64%) za każdym razem powołując się na badania referencyjnych zespołów naukowych.
Szokującym dla wielu z was, stosujących zdrowe zasady żywienia może być cześć książki w której autorka, wskazując na badania przeprowadzone na ogromnej liczbie uczestników udowadnia, że sposobem na zasadnicze zredukowanie raka piersi jest całkowity weganizm, czyli odrzucenie nie tylko mięsa, ale również nabiału i jajek. Mięso wg zagregowanych przez autorkę badań jest tak toksyczne dla naszego zdrowia, że nie widać istotnej różnicy pomiędzy zagorzałymi a umiarkowanymi mięsożercami. Szukanie pozytywnych różnic pomiędzy rodzajami spożywanego mięsa autorka porównuje do odnajdywania pozytywów miedzy wypalaniem jednej lub dwóch paczek papierosów dziennie. Z obowiązku dodać muszę, że ta część książki spotkała się w z największą krytyką.
Autorka wskazuje na dziesiątki innych czynników, niezależnych od nas, mających wpływ na ryzyko zachorowalności na raka piersi. Poza na przykład co oczywiste rasą i przynależnością etniczną, wymienia wzrost! Statystycznie im kobieta jest wyższa tym większe ryzyko zachorowania na nowotwór piersi. Przez dwanaście lat obserwowano ponad 100 tys. kobiet. Z badań tych wynikało, ze kobiety o wzroście ponad 175 cm są zagrożone rakiem piersi o 57% bardziej niż kobiety o wzroście poniżej 160 cm.
Autorka rozprawia się z wieloma mitami, związanymi z rakiem piersi. Przede wszystkim ogranicza role genetyki. Za 90 % nowotworów piersi odpowiadają czynniki inne niż dziedziczne. Przy ocenie zagrożenia genetycznego wskazuje jednak na powszechne, nawet wśród lekarzy ignorowanie historii chorób nowotworowych w rodzinie ojca. W tym samym stopniu co w przypadku matki, przyjrzeć się należy jego krewnym pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia.
Jak każdy lekarz onkolog podkreśla potężną moc „wczesnego ostrzegania” w walce z nowotworem piersi. Jest to druga najlepsza, po redukcji zależnych od nas ryzyk, obrona przed skutkami nowotworów piersi. Najlepiej zacząć samobadanie w wieku kilkunastu lat i przeprowadzać je przez resztę życia raz w miesiącu.
Zachęcam do lektury!